Niech żyje normalność |
Magdalena Piekara |
21 sierpnia 2013 |
Sprawa Wioletty Szwak z Błot Wielkich pod Szamotułami przez ostatnie cztery lata regularnie pojawiała się w mediach. Kobieta, której „sprawność intelektualna jest na poziomie dolnej granicy upośledzenia umysłowego w stopniu lekkim” (to słowa biegłego psychologa), została wysterylizowana podczas porodu. Wioletta Szwak urodziła wówczas ósme dziecko, które po porodzie jej odebrano. Po wielkiej bitwie, w której po stronie kobiety brali udział sąsiedzi, proboszcz, sołtys, szkoła i opieka społeczna, a swym autorytetem dopomógł rzecznik praw dziecka – niemowlę wróciło do rodziców. Wtedy właśnie okazało się, że podczas porodu lekarze samowolnie podjęli decyzję o sterylizacji, mimo że nie istniało zagrożenie życia ich pacjentki. Co ciekawe, ten typ rozumowania popierał sąd w trakcie pierwszej rozprawy, który uznał, że kobieta znów zaszłaby w ciążę. Dodać należy, że w Polsce artykuł 156 Kodeksu Karnego nakłada karę od roku do 10 lat więzienia dla osoby wykonującej zabieg podwiązywania jajowodów, w związku z czym lekarz w Polsce nie może wykonać zabiegu podwiązania jajowodów na życzenie pacjentki. Jak widzimy może, gdy sam chce, gdy ma takie widzimisię. Zdanie kobiety nie ma znaczenia. Media rozpoczęły festiwal hipokryzji, najpierw z wielką gorliwością opisując bałagan w domu Szwaków, fakt, że Wioletta nie zajmuje się częścią swego potomstwa, rozważały jej możliwe upośledzenie umysłowe i niezaradność życiową. Potem, znacznie ciszej, pojawiła się informacja o powrocie małej Róży do domu. Następnie rozpoczęła się prasowa zawierucha związana ze sterylizacją kobiety. W pewnym momencie jakże słusznym oburzeniem zapałał w mediach minister od krzyku zarodków, który kilkukrotnie powtórzył słowo „skandal” – raz był to skandal moralny, a za chwilę już skandal związany z prowadzonym przez sądy i środowisko lekarskie działaniem ukazującym „szerszą tendencję zwalczania rodziny”. Gdzieś tam, po raz kolejny, znalazło się nawiązanie do hitlerowskich Niemiec. Były minister raczył zapomnieć, że to także dzięki jego postawie, myślom, mowie i uczynkom mogła się wydarzyć sprawa w Szamotułach. Tak się dzieje, gdy kobiety traktowane są przedmiotowo. Posłowi wydaje się, że jego światłe pomysły miały w założeniu pojawienie się ludzkich inkubatorów zapładnianych w jedynie dopuszczony prawem sposób, pod kontrolą prawa i Kościoła. Miało to sprzyjać rozwojowi wartości, szczęściu społeczeństwa, dzietności, rodzinie i moralności. A tu siurpryza, panie pośle, uprzedmiotowianie działa różnie. Chodzi po prostu o to, żeby kobieta w kwestii rozrodczości nie mogła podejmować decyzji. Pan chce różowiutkich osesków, a lekarze ze szpitala w Szamotułach chcą określonych niemowląt. Jedne są cacy, a inne są „be”. Najważniejsze jest to, aby decydować za kobietę. No, czasem wam nie wychodzi, ale nie ustawajcie w wysiłkach. Kiedyś ostatecznie stworzycie jedyną i słuszną drogę postępowania – z zapleczem prawnym i zastępami ochotników wspomaganymi przez lokalne organizacje parafialne. Internauci mają używanie niczym gawiedź rzymska w trakcie igrzysk. Kilka lat temu radośnie obrzucali słownym gnojem instytucję, która ośmieliła się zabrać dziecko rodzicom. Teraz, kiedy to Wioletta Szwak domaga się w sądzie finansowego zadośćuczynienia za okaleczenie i samowolne pozbawienie jej praw reprodukcyjnych, obrzucają błotem kobietę, czasem nawet domagając się ustanowienia prawa, by „coś takiego” nie mogło się rozmnażać. Paradoksalnie, były minister i internauci mówią dokładnie to samo, bo marzą o „normalności”. Normalna kobieta powinna mieć normalnie poczęte potomstwo. Normalne potomstwo powinno się wychowywać w normalnej rodzinie, a normalne jest, że do rodziny wtrącać nikt się nie powinien. Najlepiej by było, gdyby każda mężatka w Polsce rodziła 2,5 dziecka, bo dla niektórych dwa to za mało, dla innych zaś trzy to już za dużo. Normalne dzieci w normalnych rodzinach normalnie zaczynałyby edukację szkolną, zaś wszyscy Polacy (właśnie tak, bo przecież nie Polki) powinni mieć normalne życie: bez poliamorii, in vitro, lesbijstwa, gejostwa, konkubinatów, nieprzystosowania społecznego, lewactwa itd. Ma być powierzchownie katolickie i ma bronić normalnych układów społecznych. Wioletta Szwak stoi kością w gardle strasznych mieszczan, którym odbija się po normalnym niedzielnym obiadku. Ona chce mieć prawa, ona domaga się pieniędzy (bo oczywiście wedle „normalsów” zawsze chodzi o kasę), z pewnością ktoś za tym stoi. Dorabia się ta patologia społeczna na naszych podatkach, tak samo, jak ta podła Alicja Tysiąc. Istnieje przysłowie: „Łaska pańska na pstrym koniu jeździ”, które dziś jest całkowicie puste. Dziś można by mówić o koniku nienawiści, który galopuje szybciutko w różne strony, w zależności od tego, gdzie media popędzą go batem lub zakłują ostrogą. Jakie to szczęście, że już niedługo ogłoszenie wyroku w sprawie Katarzyny Waśniewskiej. Po raz kolejny urządzimy sobie zbiorowy kwadrans nienawiści, tak pięknie oczyszczający wszystkich normalnych, którzy chrupiąc ciasteczko przed telewizorkiem powtarzają: „ja, nigdy...” lub „ja, zawsze...”. Nie zanosi się na to, żeby w najbliższym czasie zabrakło medialnej papki dla normalnego polskiego społeczeństwa, po której spożyciu ma ono normalne dla siebie odruchy. |
Komentarze