Kolarz i dziewczyna |
Magdalena Piekara |
10 kwietnia 2013 |
Jeśli ktoś nie zagląda na strony sportowe, mógł to przegapić. Słowacki kolarz, Peter Sagan, podczas dekoracji medalem złapał za pupę hostessę Mayę Leye, która w tym czasie gratulowała zwycięstwa Fabianowi Cancellarze. Oczywiście, długoręki kolarz przeprosił, co więcej, naprawdę się pokajał i wyraził ubolewanie. Wszystko, co powiedział, wydaje się szczere. Można powiedzieć, że dwudziestotrzyletni koleś, jeszcze dzieciak prawie, który zajął drugie miejsce w wyścigu, postanowił zwrócić na siebie uwagę, poprawić sobie samopoczucie po wygranej – przecież zgodnie ze stereotypem sportowcy nie są zbyt dobrzy w myśleniu. Można też powiedzieć, że przeprosił i sprawa załatwiona. Można się pocieszać, że przynajmniej raz taka sytuacja nie dotyczy Polski. Mnie przyszło do głowy coś diametralnie innego. Przeczytałam trzy artykuły komentujące to wydarzenie. Politycznie poprawne i potępiające kolarza. A potem przeczytałam komentarze pod artykułami i mnie zmroziło. Pod wszystkimi tekstami dominują komentarze typu: „to tylko hostessa, a hostessy to często prostytutki, więc niech nie zgrywa oburzonej”, albo „ to hostessa, no w końcu po coś tam ona jest”, albo inne, że jak facet widzi ślicznotkę, której zadaniem jest się uśmiechać i wdzięczyć, to ręce mu same lecą i nie ma się co oburzać, bo natura jest naturą, a sportowcy mają dużo testosteronu. Nawet były głosy, że dziewczyna dostała swoje pięć minut w mediach i będzie głupia, jeśli ich nie wykorzysta. Kto pisze te komentarze? Zboczeńcy? Faceci z mentalnością gwałcicieli, którzy, jak tylko zobaczą samotną dziewczynę w pustej alejce parkowej, ładują się z łapami pod jej spódnicę, a potem tłumaczą, że taka krótka była, a więc dziewczyna sygnał czytelny dawała. Ja wiem, że w Internecie można pisać, co ślina na język przyniesie, że ludzie często są podkręceni możliwością bezkarnej (do czasu) anonimowości, ale żeby wypisywać takie rzeczy, które nawet na kozetce u psychoanalityka nie powinny się wypsnąć? Ponadto, ciekawa sprawa – pod każdym z artykułów kilkaset komentarzy (mam nadzieję, że piszący tam zboczeńcy to nie są ciągle ci sami ludzie, bo to już świadczyłoby o naprawdę sporym problemie związanym z obsesyjnym dzieleniem się z całym światem swoimi fantazjami seksualnymi) – z iloma takimi osobami spotkali się Państwo w rzeczywistym świecie? Miejmy nadzieję, że nie z takimi tabunami, jak w Internecie. Czy te komentarze to marzenia nieudaczników, którzy o obecności pięknej i zgrabnej hostessy mogą jedynie pomarzyć? Takich, którzy nigdy niczego nie wygrali, nawet okręgowego turnieju w kółko i krzyżyk? Nie będę tłumaczyć, na czym polega problem ludzi, którzy uważają, że hostessy służą do szczypania w pupę, a nawet, co więcej, same tego pragną, bo inaczej nie byłyby hostessami. Nie będę tłumaczyć, bo Państwo doskonale wiedzą, co sądzić o takich zboczeńcach i frustratach. Zastanawiają mnie dwie kwestie: pierwsza – dlaczego w taki sposób część społeczeństwa myśli o hostessach, a druga – po co w ogóle hostessy są. W kwestii pierwszej, to nie wiem, czy mam rację, ale chyba chodzi o to, że jak ładna, to znaczy że puszczalska i jej się należy: szczypanie w pupę, zaglądanie w dekolt, obślinianie i dwuznaczne uwagi. To tak samo, jak w przypadku dziewczyny zgwałconej po powrocie z dyskoteki. Po co tam poszła i to jeszcze w krótkiej sukience? Gdyby siedziała w domu, nic złego jej by się nie przytrafiło. Znacie Państwo te teksty? Ja też je znam – niestety. Teoretycznie powinnam wiedzieć, dlaczego istnieje zawód hostessy. Wizerunek sportowca z ładną dziewczyną w tle doskonale się sprzedaje. Na targach ulotki chętniej przyjmie się od zgrabniej jak łania młodej niewiasty, bo przecież nie od brzuchatego, łysego i niedomytego (nie mówiąc już np. o pryszczach) pięćdziesięciolatka. No tak, ale wyobraźmy sobie, że na przykład ja wygrywam wielki wyścig pływacki w kategorii seniorek. Czy przy wręczaniu medalu dostałabym buziaka od ślicznego jak malina dziewiętnastolatka? Którego moja rywalka podstępnie mogłaby uszczypnąć w pupę? (Oczywiście, potem by przeprosiła.) Jakie byłyby komentarze? Że młodociany hostess sam sobie na to zasłużył, bo się prężyć w świetle obiektywu nie powinien? Ależ skąd! Byłyby komentarze o sędziwej, brzydkiej babie, która lubieżnie wyciągała swoje starcze łapska w stronę młodzieniaszka – a to wstrętne, a to paskudne. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że Peter Sagan wcale stary nie jest, że uszczypnął równolatkę. A czy to coś zmienia? Jak młody, to może? Dziwi mnie niepomiernie, że mężczyźni piszący takie komentarze przedstawiają się jako bezrozumne bestie sterowane żądzą i hormonami, z nieustannym wzwodem (to się leczy) i zaślinionym obliczem. A potem (z pewnością inni mężczyźni) się dziwią, że kobiety traktują ich czasem jak wór pełen spermy i seksualnych żądz, pokpiwając sobie, że mężczyzna to wyłącznie drążek sterowniczy. No cóż – sama tak nie robię, ale to dość powszechna przypadłość – uogólnienie jest proste, ale może boleć, uwierać, dokuczać. Przyznam się, że nawet mi trochę żal tych, którzy obrywają za nieswoje zboczenia, ale z drugiej strony, ile razy ja oberwałam – a to za to, że kobiety nie znają się na samochodach, na urządzeniach mechanicznych, na komputerach… Wytrzymałam, ale zostałam feministką. Nie, nie broń was wszyscy bogowie i boginie, abyście zostali maskulinistami (tak, jestem złośliwa, nie przepadam za fundacją Masculinum), ale coś zrobić trzeba. No, chyba że ktoś chce pozostać w świecie neandertalczyków, którzy wyrażają swe potrzeby pochrząkiwaniem i gestami typu szczypanie w pupę. Ale w takie bajki to ja nie wierzę. |
Komentarze