Polemika z "Pannami szlachetnymi" |
Milena Leszman-Pelowska |
04 czerwca 2014 |
No i zaczęło się. Magdalena Piekara w swoim tekście „Panny szlachetne” wytoczyła działa przeciwko umatczynianiu Polski. Szkoda, bo krytyka pochodząca z tej samej strony barykady może zadziałać jak broń obosieczna. "Panny szlachetne" to tekst, który w bardzo ciekawy sposób godzi Agnieszkę Graff i prof. Magdalenę Środę, wydawałoby się – poróżnione przez poglądy dotyczące macierzyństwa. Magdalena Piekara wkłada je do jednego worka opatrzonego etykietką „dobrze sytuowane intelektualistki z wielkiego miasta”, czytaj: burżujki. Oskarża je również o brak empatii i zrozumienia problemów tzw. zwykłych matek pracujących, pożeraczek chleba, a nie ciastek. Co prawda Środa rzeczywiście promuje postać „superwoman”, ale Graff (zarówno w swojej książce Matka feministka, jak i w dyskusjach)wyraźnie się od niej odżegnuje, postulując, że palącym problemem i zadaniem dla ruchów kobiecych jest przywrócenie kwestii matek w Polsce do szerokiego dyskursu, poza którym nieuchronnie odnajdują swoje miejsce w alternatywnych środowiskach konserwatywnych, które przeredagowują ich narrację na własny użytek. Wobec takiego rozumowania zastanawiające jest, dlaczego Piekara nie przytacza tych przykładów z książki Graff lub z jej dyskusji ze Środą, na które się powołuje, i które dotyczą wprost konkretnych bolączek młodych matek. Dlaczego nie wspomina chociażby o samotnej matce, która za 8 złotych za godzinę pracy w supermarkecie ma do wyżywienia dziecko, a na przedszkole jej nie stać? Dlaczego nie mówi o umowach śmieciowych, które nie dają ubezpieczenia, a pracować trzeba? Dlaczego nie pisze również o tej rzeszy kobiet, dla których niania to luksus, żłobek nieosiągalny, a babci często już nie ma? Piekara o tym nie wspomina, a Graff owszem. A może tak trudno jest zrozumieć argument związany ze zwykłą chęcią do opieki nad małym dzieckiem? Może to jest właśnie ością niezgody w tej dyskusji? Czy tzw. feminizm praktyczny, którego, jak domniema Magdalena Piekara, zabrakło u Graff czy u Środy, nie dopuszcza faktu, że chęć budowania i utrzymywania więzi z małym dzieckiem jest w Polsce w konflikcie z rynkiem pracy? To nie żadna fanaberia rozpieszczonych miastowych dam, ale jak najbardziej realna i praktyczna bolączka kobiet w tym kraju. I o tym pisze Graff. Jednocześnie każda matka ma inne doświadczenie macierzyństwa, to oczywiste. Każda więc będzie o tym mówić czy pisać inaczej. Również innym językiem. Nie dyskryminujmy akademiczek za to, że nimi są. Jeśli głosy Graff czy Środy to inność czy odrealniona mowa „wygłoszona z poczuciem wyższości”, to czymże jest fundamentalne niezrozumienie prostej tezy, że konieczne jest wspieranie różnorodnych wyborów kobiet, bo tylko poprzez wybór możemy osiągnąć wolność? Łatwo w tym wszystkim zagubić cel i sens feminizmu jako ruchu społecznego, który dąży do wyzwolenia kobiet w każdej sferze życia, prywatnego i społecznego. To prawda, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, zatem „łączność z innymi kobietami” to również, a może przede wszystkim, otwarcie się na wielogłos. Piekara uważa, że Graff i Środa nie są uprawnione do zabierania głosu w sprawie macierzyństwa w Polsce. Kto zatem jest do tego uprawniony i dlaczego akurat Magdalena Piekara, przecież również intelektualistka z wielkiego miasta? Autorka tekstu Panny szlachetne nie daje na to odpowiedzi, nie wskazuje alternatywy. A jednak nie milczy. I bardzo dobrze, bo każdy głos jest ważny. Środa może nie rozumieć problemu młodych matek, ale nie znaczy to, że jej głos jest nieuprawniony. Stanowisko Piekary zatrważa, bo nie dość, że zamyka się na wszelką polemikę i pluralizm poglądów wewnątrzfeministycznych, to niesprawiedliwie ocenia głosy środowisk intelektualnych, które przecież wyrażają poglądy masowe, co pokazuje ilość wpisów na forach internetowych, czy Facebooku. Zwykłe kobiety, wśród nich samotne matki, niespełnione zawodowo lub chcące połączyć pracę z wychowaniem dzieci, utożsamiają się ze stanowiskiem Graff. Bo tak jak Graff na każdym kroku doświadczają choćby tego, że polskie ulice, urzędy, czy obiekty usługowe nie są przystosowane do wózków, z czego znany wszem i wobec wniosek nasuwa się sam: miejsce kobiety z dzieckiem jest w domu. Piekara banalizuje te problemy. Spycha je do rangi kaprysu, swoistego focha. A stąd już naprawdę blisko do stanowiska Zbigniewa Mikołejko wojującego z „wózkowymi”, ponoć najgorszym gatunkiem matek, które „[…] gdaczą, stroją fochy, uważając się za Bóg wie co”, i mają czelność „domagać się urojonych praw i zawieszenia społecznych reguł”. |