Artystka i krzątactwo |
W kwietniu 1999 roku zmarła Maria Pinińska-Bereś - artystka uznana przez jednego z krytyków za wyprzedzającą nurt feministyczny w sztuce. Brała udział w wielu wystawach sztuki kobiet. Była też kiedyś członkinią Rady krakowskiej fundacji eFKa. Jeden z ostatnich performance Marii Pinińskiej-Bereś nosił tytuł Kobieta z drabiną. Prezentowany był w 1995 roku podczas Pokazów Artystycznych odbywających się w poznańskiej galerii Fractale. Artystka w białym stroju i słomkowym kapeluszu na głowie przechadzała się z drewnianą drabiną i ponad dwumetrową miotłą po wielkiej sali klubu, gdzie mieściła się galeria. Do drabiny i miotły przyczepione były różowe wstążki, szmatki. Co robiła artystka? Po prostu sprzątała. Zamiatała kurz, wymiatała z trudno dostępnych kątów pajęczynę, zmiatała okruszki spod nóg widowni. Krzątała się z miotłą i drabiną, czyniąc z banalnej czynności sprzątania temat swej sztuki. Krzątactwo to według Jolanty Brach-Czainy sposób naszego bycia w codzienności, codzienność to z kolei podstawa naszego istnienia (Jolanta Brach-Czaina, Szczeliny istnienia, wyd. eFKa, Kraków 1998). Krzątactwo to wykonywane codziennie czynności, wydawałoby się nieważne, nieistotne, niemal niezauważalne. I należałoby dodać - wykonywane przeważnie przez kobiety. Kobieca codzienność to właśnie sprzątanie, przygotowywanie jedzenia, nakrywanie do stołu, sprzątanie, zbieranie brudnych naczyń, zmywanie, sprzątanie itd. Czynności te wydają się przynależeć do świata kobiety, do świata prywatności, tak jak róż - kolor przypisany nam od urodzenia, który stał się też kolorem sztandarowym działań artystycznych Marii Pinińskiej. Różowy kolor jej rzeźb to tylko jedna cecha "kobiecości" jej sztuki, inne to miękkość, lekkość (choć banalnym powodem tej lekkości było to, że artystka nie chciała, by jej rzeźby nosili mężczyźni, wolała nosić je sama), metody wykonania prac odwołujące się do odwiecznych kobiecych technik, jak np. szycie. Sztuka ta przedstawiała właśnie świat przypisany kobietom, świat prywatności, świat banalnych czynności - świat, który nigdy nie był tematem wielkiej sztuki. Artystka przedstawiała przestrzeń domową, prywatną, sferę krzątactwa, która także nie była uznawana za wystarczająco ważną, by stać się tematem historii czy filozofii. W pracach Pinińskiej pojawiały się więc przedmioty domowe: łóżko, stół, parawan. Tę przestrzeń buduarowo-kuchenną wypełniały gorsety, fartuchy, kołdry, pieluchy, lustra, balia, śmietniczka, deska do prasowania. Sztuka ta wskazywała na osaczenie kobiety w obszarze domowym, na model kulturowy, według którego przestrzeń ta jednoznacznie przypisana jest kobiecie. Demaskacje W latach 1965-67 artystka tworzyła Gorsety, rozumiane także symbolicznie jako te gorsety, które nakładamy same na siebie, dopasowując swe ciała do idealnych wzorów kobiecości. Ciało kobiece stało się jednym z najważniejszych tematów w jej sztuce. Artystka ukazywała ciało traktowane jako obiekt konsumpcji. W Psychomebelkach fragmenty kobiecego ciała podawane były na talerzach, którym towarzyszyły noże, widelce, a nawet zarysowane na stole męskie ręce. Artystka zastawiała jednak na męskiego widza pułapki. A to za sprawą lustra będącego jednym z ulubionych elementów tych prac. Widz, który chciał się przyjrzeć bliżej rozłożonym na stole fragmentom ciała: piersiom, nogom, musiał nachylić się nad pracą, a wtedy spotykał swoje własne spojrzenie w umieszczonym w takiej instalacji lusterku. Artystka demaskowała więc widza, demaskowała spojrzenie podglądacza, czerpiącego z widoku kobiecego ciała przyjemność. W pracy Czy kobieta jest człowiekiem? z 1973 roku pokazany jest fragment kobiecego ciała pokryty śladami pocałunków, wycięty i wydrążony na kształt kostiumu kąpielowego. Całość zaopatrzona jest w metkę, na której można wpisać datę produkcji i datę ważności. Artystka dotyka tu problemu funkcjonowania ciała kobiety jako przedmiotu służącego zaspokajaniu męskich potrzeb, wskazuje na traktowanie go jako użytecznego tylko wtedy, gdy potrzeby te jest w stanie zaspokajać. Feminizm na pieluchach Świat pokazany przez Marię Pinińską to świat konwencjonalnej, modelowej kobiecości, to świat zorganizowany według binarnych podziałów: różowe-niebieskie, kobiece-męskie. Artystka raczej nie wychodziła poza ten utarty schemat, może z wyjątkiem jednego razu, gdy w 1980 roku, zresztą też w Poznaniu, na zorganizowanej przez Izabellę Gustowską Sztuce kobiet pokazała performance pt. Pranie. Przed zebraną publicznością w wielkich baliach prała pieluchy (znów to kobiece krzątactwo!), a po rozwieszeniu ich okazało się, że wypisane jest na nich słowo "Feminizm". Jej artystyczny feminizm powstał więc z buntu przeciw ograniczeniom związanym z tym ścisłym podziałem płci, gdzie kobiecie przypisane są takie czynności, jak pranie, sprzątanie, gotowanie, gdzie jej ciało liczy się o tyle, o ile spełnia warunki bycia seksualnym obiektem. Sztuka Pinińskiej jest więc buntownicza, choć z drugiej strony pokazuje, jak łatwo wpasować się kobiecie w narzuconą jej rolę. Świat pokazany jest przecież w różowych barwach, a życie w nim wydaje się łatwe, nieskomplikowane i leniwe. W całej swej sztuce Maria Pinińska-Bereś prowadziła grę z konwencjami - ukazane przez nią ciało czy przestrzeń kobiecego krzątactwa można zinterpretować jako konwencję kulturową narzuconą kobietom. Pinińska nie tyle zaprzeczyła tej konwencji (róż nie zostaje przecież odrzucony, ale przyjęty jako kolor sztandarowy!), ale raczej ją zdemaskowała, ośmieszyła. Pokazała, że tradycyjnie pojmowana kobiecość jest czymś, co odpowiadać ma potrzebom mężczyzny. Dopóki kobieta nie rozpozna mechanizmów własnego zniewolenia (przypisania do sfery domowej, czynienia ze swego ciała potencjalnego obiektu konsumpcji), dopóty niemożliwa jest ucieczka z narzuconej jej roli. Natomiast ich poznanie, ujawnienie, może też oznaczać zabawę z konwencjami, przebranie się w różowe fatałaszki i czerpanie z tego przyjemności. Może oznaczać też docenienie samego krzątactwa, które czasem przeradza się w feminizm. |